Jeden dzień w Bolinas
24 STYCZNIA 1998: Wszystkie wyrazy wdzięczności są niczym w porównaniu z tym, na co zasłużyli Karolina i Czesław Miłoszowie, jako najgościnniejsi gospodarze, o wszystkim pamiętający, uprzedzający wszelkie marzenia gościa, sprawiający, że ani przez chwilę nie czuł się on kłopotliwym intruzem czy balastem.
Na stole położonego w ogrodzie atelier, które miało być moją siedzibą przez przeszło trzy tygodnie, znalazłem wydruk z czekającymi mnie spotkaniami, a także listą gości, zaproszonych na specjalnie z okazji mego przyjazdu zorganizowane party. Rzeczywiście, nazajutrz wieczorem, w salonie Miłoszów pojawiło się ok. 20 osób, które „powinienem" poznać: profesorów, poetów, pisarzy, redaktorów. Od kolejno poznawanych osób dostawałem adresy i telefony ich przyjaciół, ci z kolei rekomendowali mnie swoim znajomym i w ten sposób wędrowałem, docierając do ludzi, których nigdy inaczej bym nie spotkał.
Miłosz z podziwem śledził rezultaty moich spotkań, cieszył się wraz ze mną znoszonymi do domu książkami i nawiązanymi kontaktami. – Panie Jerzy – powiadał – do Pana można odnieść to, co Stalin powiedział o Hitlerze: „Wot, diełowoj mużik!". – Bóg zapłać za taki komplement, Panie Czesławie. – Żarty żartami, ale gdybym miał tutaj Pana na co dzień, dokonalibyśmy niebywałych rzeczy.
Wieczorami, przy szklaneczce czegoś mocniejszego omawialiśmy „zdobycze" kolejnych dni. Jak mógł, starał się być mi pomocnym, podobnie jak Carol. Któregoś dnia Czesław oznajmił: – Telefonowałem do Joanne Kyger, czy nie zechciałaby się z nami spotkać, ale powiedziała mi, że nie rusza się ze swego domu w Bolinas i jak chcemy się z nią zobaczyć, to musimy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta